Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1157

Ta strona została skorygowana.

pustyń, o zaludnienie całkowite ziemi. Po ojczyźnie ziemia cała. Po rodzinie naród, potem ludzkość. A jakiż to lot zdobywczy, jakie nagłe rozwarcie wrót szerokich na bezmiar świata! Cały powiew świeży oceanu, całe swobodne popowietrze dziewiczych kontynentów zawiało oddechem olbrzymim, niby lekki wietrzyk przestrzeni szerokiej. Dziś zaledwie tysiąc pięćset milionów dusz na całej kuli ziemskiej wśród garstki nielicznych pól uprawnych, czyż to nie nędzne, kiedy ta ziemia, otwarta pługiem wszędy, mogłaby wyżywić ich dziesięć razy tyle?
Jakże zacieśnia się widnokrąg, chcąc ograniczyć ludzkość żyjącą do jej cyfry obecnej, dopuszczając tylko do wzajemnej wymiany ludów między sobą, do wymierania stolic, jak obumarły Babilon, Niniwa, Memfis, bez dozwolenia, aby inne świata królowe objęły ich dziedzictwo, odrodzone, kwitnące nową cywilizacyą. To hypoteza śmierci, bo nic nie może stać na miejscu; co nie wzrasta, to upada i umiera. Życie to wody przypływu, wciąż wzbierające; których każda fala przedłuża dzieło twórcze, wykończa dzieło spodziewanego szczęścia, skoro dopełnią się czasy. Przypływ i odpływ ludów są tylko epokami pochodu naprzód; wielkie wieki światła unoszą z sobą i porywają wieki ciemności, znaczące wyłącznie etapy ludzkiego pochodu. Wbrew temu przypływowi i odpływowi, wciąż nowy krok naprzód znaczy się w postępie ludzkości, codzień