umniejszyć moc twórczą na swoją korzyść, stara się ją nawet powstrzymać, ograniczając liczbę swej potomności, wyrzekając się jej zupełnie by tylko pomnożyć osobiste swe używanie. Jeżeli wicher zmiata zapłodnioną ikrę, złożoną na piaskach wybrzeży, jeżeli wiosenne burze niszczą gniazda, mające chronić pisklęta, jeden tylko człowiek dobrowolnie tępi własne swoje ziarna, zaciekając się w potwornej żądzy nicości, w rozkoszy spazmu organu, którego funkcyę unicestwia. Jest w tem wiele zbrodni, wiele głupoty, bo czemuż nie pomyśleć o potędze i sile rasy ludzkiej, rozpędzającej się swobodnie, zaludniającej obszary ziemi, która dotąd posiada prawie pustynne kontynenta! Czyż może być kiedy za wiele życia?... Czyż największa możliwa ilość życia nie jest równocześnie zapewnieniem największej możliwej potęgi, największego bogactwa, największej szczęśliwości?... Cała kula ziemska jest temi obietnicami ciężarna, drgająca, brzemienna, jak łono kobiety przed rozwiązaniem. Soki żywotne aż rozsadzają świat, na którym żyjemy, jest on w bezustannem przygotowaniu przyszłości i dość jest zasobny, by wyżywić rasę człowieka, naród jestestw najdoskonalszych, które z siebie wydał, po nieobliczalnej ilości tysięcy lat nieznanych przekształceń.
Gorączkowy, wieczorny nastrój bulwarów, cielesna żądza, uwidoczniona na wszystkich twarzach, mimowoli wywołała w umyśle Mateusza
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/126
Ta strona została skorygowana.