Strona:PL Zola - Płodność.djvu/131

Ta strona została skorygowana.

dyskretnego, jak miłosna alkowa. Przypominał sobie jej salonik w głębi mieszkania. Nie było w nim okien, był głuchy, jak grób, a dziesiątki świec jarzyły się w kandelabrach, wywołując sztuczne wrażenie wieczornego oświetlenia, podczas gdy słońce jaśniało na niebie. Raz tylko widział Serafinę w tym saloniku, lecz i to stało się nową ponętą, przyśpieszył kroku, coraz szybciej ku niej podążając. Zaczął wywoływać jeszcze dawniejsze wspomnienia, z przed laty, gdy była jego kochanką. Prawie że o tem zapomniał, nigdy nie zatrzymywał się nad tem myślą, teraz zaś wszystko naraz stanęło mu w pamięci, podbudzając do szaleństwa, rozpalając w nim ogień, zmuszający do natychmiastowego szukania i pozyskania sprawdzającej rzeczywistości. Ulegając pokusie, nie opierając się żądzy popędu, układał bajkę, jaką jutro opowie Maryannie: obiad z Beauchêne’m przeciągnął się, a skutkiem tego, on spóśnił się na ostatni pociąg, zatrzymujący się w Jauvllle.
Ruch powozów przeszkodził mu przejść ulicę; rozejrzał się i spostrzegł, że już doszedł do bulwarów. Tłum nocnych przechodniów był teraz jeszcze gęstszy, przepływając i omijając go stojącego na chodniku, gorączka tych wszystkich ludzi wzmagała się w miarę zbliżającej się nocy i obiecywanych z nią rozkoszy. Czuł silne pulsowanie pałających skroni i nieprzytomnie powtarzał w myśli; używać życia jak inni używają,