być ostrożnym, gardzić celami natury, jak inni nimi pogardzają i nigdy już nie płodzić dzieci! Niecierpliwiły go te powozy, jadące bez końca i zagradzające mu drogę; stał nieruchomy, lecz nagle owładnęło nim osłabienie woli, zaczął chwiać się w swych myślach, żądza zmysłowa była jakby przerwana niespodziewaną przeszkodą, utrudniającą mu przejście. Wtem inny obraz stanął mu przed oczyma; obraz Maryanny, czekającej na niego z ufnością wśród cichej, nocy w ustronnej wiejskiej siedzibie. Dlaczego nie miał przed nią wyjawić swoich postanowień... Wytłomaczy jej, jak wielką z ich strony byłoby niedorzecznością narażać się na piąte dziecko. Przysiągł sobie, że niedorzeczności zwiększenia rodziny już nigdy nie popełni i śpiesznie zawrócił w stronę dworca kolei północnej, zaniepokojony, że spóźni się na pociąg. Stał się głuchy na ponętne obietnice Serafiny, nie chciał widzieć roznamiętnionego paryzkiego tłumu i zdążył na czas, by wpaść do wagonu, który natychmiast ruszył z miejsca. Odbył drogę z głową wychyloną przez okno, jakby chciał w chłodnym powiewie nocy skąpać się i oczyścić od żądz, jakie nim zawładnęły a teraz cichły, zamierając, w miarę jak się oddalał od płonących świateł i rojnych ulic Paryża.