Strona:PL Zola - Płodność.djvu/145

Ta strona została skorygowana.

cienistemi wierzbami, gdzie zasiadali, by się wsłuchiwać w rozkoszny szmer wody.
— I ta nie chce mieć dzieci — rzekła Maryanna. — Zwierzyła mi się, że nie chce być matką przed trzydziestym rokiem życia, by módz się trochę nacieszyć życiem z mężem, bez obarczania się rodziną, któraby jej za wiele zabierała czasu, przeznaczonego na pieszczoty. Podobno, że mąż jest jeszcze zawziętszy w tem postanowieniu, pragnąc ją mieć wyłącznie dla siebie a przytem powodowany obawą, by macierzyństwo nie zrobiło krzywdy piękności jej ciała i nie odjęło mu jej podczas ciąży i karmienia dziecka. Więc chociaż pieszczą się bezustannie, urządzili się tak, by rozkosz nie narzucała im skutków. Ale gdy żona skończy lat trzydzieści, będą mieli syna pięknego jak słońce.
Mateusz słuchał z powagą a gdy i teraz nie rzekł ani słowa, Maryanna dodała z prostotą:
— Jeżeli będą mogli mieć dzieci!
Mateusz zamyślił się nad miłością tych młodych małżonków. A może ich życiowa mądrość była najwyższą?... Czyż miłość tylko dla miłości nie jest i nię daje najpożądańszej rozkoszy?... Żyjąc nią wśród odludnej okolicy, może posiedli nieznane innym szczęśliwości?... Przypomniał złożoną przed samym sobą przysięgę, iż nie będzie miał więcej potomstwa.
— Każdy żyje, jak chce... — szepnął nareszcie. — Ale chodźmy ztąd, bo im przeszkadzamy.