usiłując nie zbudzić je pieszczotą. Postawił lampę na płycie kominka i patrzał na trzy łóżeczka, gdy nadeszła i Maryanna. W łóżku, w głębi pokoju, spali Błażej i Denizy, sześcioletnie bliźnięta, zwykle śpiące w swych objęciach. W łóżeczku, przy ścianie przeciwległej, spał czteroletni Ambroży, cherubinek, zadziwiającej piękności. W trzeciem łóżeczku spoczywała Rózia, piętnastomiesięczna dziewczynka, dopiero od trzech tygodni odstawiona od piersi; prawie cała się odkryła, pokazując przez sen białe i różowe ciałko. Matka przykryła ją kołdrą skopaną z widocznem zawzięciem. Przez ten czas ojciec poprawił poduszkę, wysuwającą się z pod głowy Ambrożego. Oboje chodząc na palcach, przesuwali się od łóżeczka do łóżeczka, a pochyleni nad uśmiechniętemi buziami śpiących dzieci, wpatrywali się, czy śpią spokojnie. Pocałowali je, lecz zatrzymali się przed odejściem, bo się im wydało, że Błażej czy Denizy, a może obadwaj, zaczęli się budzić. Wreszcie matka pierwsza wziąwszy lampę wyszła, a za nią również po cichu poszedł Mateusz.
Maryanna, postawiwszy lampę na stole w sypialni, rzekła teraz głośno, pomimo drzwi otwartych do dziecinnego pokoju;
— Nie chciałam ciebie niepokoić, opowiadając ci coś przed powrotem do domu... Oto byłam dziś zaniepokojona o Rózię.. majaczyła, była inna, jak zwykle... i dopiero nad wieczorem nabrałam przekonania, że nie jest chora...
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/147
Ta strona została skorygowana.