— Rzeźnikowi... coś blizko dwadzieścia franków... pisz dwadzieścia franków...
— A w sklepie korzennym i u piekarza?...
— Szczegółowo nie pamiętam... zapisz trzydzieści franków., to i wszystko...
Mateusz zrobił dodawanie.
— Razem sześćdziesiąt dwa franki... Odjąwszy od trzystu sześćdziesiąt dwa, pozostaje dwieście trzydzieści osiem franków... Zaledwie osiem franków dziennie na wszystkie wydatki. Przyszły miesiąc zapowiada się wcale nie świetnie... zwłaszcza jeżeli Rózia nam zachoruje. Z czworgiem dzieci nie łatwo związać końce z końcami, gdy się ma tak małe dochody...
Bose nóżki Maryanny ślicznie się rysowały na ciemnej posadzce pokoju a podniesione w górę obnażone ramiona, kusiły wdziękiem gestu. Patrzała na męża, jakby go przyzywając do pieszczot, ufna w piękność swego zdrowego, młodego ciała. Nieco zdziwiona jego słowami, roześmiała się wesoło, mówiąc:
— Co się tobie stało, mój najdroższy?... Nigdy cię nie słyszałam obliczającego nasz budżet z takim niepokojem... Zwykle bywasz inny i z każdym dniem spodziewasz się szczęśliwej odmiany losu a dzisiaj rozpaczasz, jakbyśmy doznali jakiego zawodu... czyż ci nie wystarcza kochać życie, by być szczęśliwym?... Co do mnie, to nie znam bogatszej i więcej zadowolonej kobiety nademnie... Chodź, połóż się do łóżka, zgaś
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/149
Ta strona została skorygowana.