Strona:PL Zola - Płodność.djvu/156

Ta strona została skorygowana.

by wtedy ostrożnie, bez przebudzenia śpiącej, przenieść jej głowę na sąsiednią poduszkę.
— No, ułożyłaś się... a teraz zaśnij... już nie będę ci dokuczał niepotrzebnemi gawędami...
Przestała płakać i utuliła się na jego ramieniu. Był przekonany, że zaśnie, sam zaś, szeroko otworzywszy oczy, zastanawiał się w dalszym ciągu, wpatrzony w niebo iskrzące się gwiazdami.
Światła Paryża łuną płonąc na horyzoncie, przypomniały mu wieczór dzisiaj tam spędzony. Beauchêne niezawodnie rozstał się już z Noriną i zadowolony powraca do małżeńskiej sypialni. Dlaczegóż zdając Maryannie sprawę z dnia dzisiejszego, nie śmiał jej opowiedzieć miłostki kuzyna Beauchêne z Noriną?... Tem silniej teraz odczuł nikczemność tego rodzaju schadzek. Ze zgrozą potępiał samego siebie, pomyślawszy, iż niewiele brakowało, by osobiście nie popadł w gorsza jeszcze poniżenie, spędzając noc z Serafiną. O tej porze byłby właśnie z tą ryżą uwodzicielką. Myśl o tem w obecnej chwili, w tem miejscu i trzymając na sercu Maryannę, zaczęła mu dokuczać, jak ciężki wyrzut sumienia. Szalona cielesna żądza, jakiej dziś uległ, biegnąc ku Serafinie, zbrukała mu myśli i temu przypisywał swój niepokój. Czuł się wytrącony ze zwykłej równowagi. Jakaś trucizna działała w nim rozkładowo, wszak dzisiaj czuł i myślał odmiennie ze swoją wolą, inaczej niż kiedykolwiek. Był