Strona:PL Zola - Płodność.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

chaj kiełkuje na żyznym gruncie, bo plon nie może być zbyt obfity! Każda rodząca się ludzka jednostka jest jedną siłą i jedną nadzieją więcej!
Przez otwarte okno sypialni nadpływał cichy, przeciągły szmer pogodnej nocy wiosennej a Mateusz, wsłuchując się, rozumiał go jako miłosny rozwój życia nieustającej płodności. Zdawało mu się, że cały jest w nim skąpany, jak w lekkim oddechu Maryanny, która jeszcze nie zasnąwszy, leżała przy nim cichutko, nieruchomie, bez innego znaku życia, jak ten ciepły oddech, pieszczący mu szyję. Wpatrzony w ciemniejącą przestrzeń nocy, Mateusz uprzytomniał sobie życie pól i lasów. Wszystko tam kiełkowało, rosło i kwitło w tej miłosnej porze roku. Z przestronnego nieba, z migotliwych gwiazd spływało powszechne prawo, rządzące światem — przyciągania się i łączenia. Z obszarów ziemi, leżącej w cieniu, jak żona w objęciach małżonka, unosiły się tchnienia rozkoszy zapładniających zjednoczeń; szmer wód szczęśliwych, wzdymających się miliardami poczętych jestestw, głębokie westchnienia lasów, żyjących radością drzew tryskających liśćmi i gwarnych kojarzeniem się rozlicznych zwierząt; pola i łąki unosiły się pod namiętnem parciem pęczniejących nasion i kiełkującej roślinności. A ileż ziarn przepadło! ileż zmarniało zasiewu przeschłego lub przegniłego! lecz niewyczerpana hojność natury zapełnia straty nadmiarem swej