cieszyła, wnioskując, że to wchodzi w program zabawy. Miała dwa lata i dwa miesiące a była śliczna, jak mały aniołek.
— Mamo! — wołał Ambroży — zimno mi, zrób mi miejsce przy sobie w łóżeczku!
Wskoczył na łóżko, wsunął się pod kołdrę i przytuliwszy się do matki, tylko buzię wychylił, buzię różową, śmiejącą się i owianą wijącemi się włosami. Teraz dwaj starsi zapragnęli być pod ciepłą kołdrą i krzycząc obiegli fortecę, zdobytą przez młodszego brata.
— Zrób i mnie kącik!... Mamo, zrób dla mnie kącik... Mamo, ja chcę być przy tobie... koło pleców... na ramieniu!...
Pozostała na ziemi tylko Rózia. Napróżno siliła się pójść za przykładem zdobywczych braci a wspinając się, przewróciła się, wołając:
— A ja, mamo!... ja chcę, mamo!
Ojciec jej pomógł i czepiając się rączkami, dostała się na łóżko i jako najmłodsza, otrzymała lepsze miejsce od innych. Mateusz był w obawie, by ta czereda zbytkujących zdobywców nie pokrzywdziła biedną matkę, lecz uspakajała go uśmiechem i bawiła się radością dzieci. Nie, nie, oni jej nie przeszkadzają a czuje się szczęśliwą pieszczotami ich wszystkich. Więc już nie lękając się o nią, patrzał na ten śliczny obraz, pełen rzeczywistego, rodzinnego szczęścia. Piękna i dobra matka miała Rózię przytuloną do piersi, Ambrożego tuż przy siostrze, podczas gdy Błażej
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/174
Ta strona została skorygowana.