Strona:PL Zola - Płodność.djvu/176

Ta strona została skorygowana.

łuje. Dzieci aż pokrzykiwały z radości, ucieszone tą nową zabawą.
— To się dobrze bawimy! to się bawimy!... — wolały, przewracając się pod kołdrą.
— A teraz czas wstawać — rzekła Maryanna. — Dosyć się wyleżałam... trzeba dzieci umyć i ubrać.
Już było po dziesiątej godzinie, zatem znacznie później niż zwykle, gdy cała rodzina zeszła do stołowego pokoju na dole i zasiadła przy stole, na którym parowało gorące mleko. Pawilon składał się na dole ze stołowego pokoju i salonu na prawo od sieni, na lewo zaś była kuchnia i kancelarya. Stołowy pokój był pod sypialnią, której okna wychodziły na ulicę de la Féderation, więc poranne słońce tu i tam rozweselało teraz ściany.
Już dzieci zasiadły przed filiżankami, pełnemi gorącego mleka, gdy ozwał się dzwonek przy drzwiach wchodowych. Ukazał się doktór Boutan, wywołując nową radość dzieci, — które niezmiernie go lubiły. Był przy urodzinach całej czwórki i pozwalał dzieciom uważać się za kolegę, z którym na wiele można sobie pozwalać. Hurmem rzuciły się więc w jego objęcia, krzycząc i przewracając krzesła, lecz matka je powstrzymała;
— Proszę się nie naprzykrzać i spokojnie jeść śniadanie!
A zwróciwszy się do gościa, witała go przyjaźnie: