Doktór popatrzył na nią uważnie i rzekł z powagą:
— Niechaj pani nie narzeka, to są nieuniknione niedomagania... Proszę wierzyć, że pani wyjątkowo dobrze odbywa ciążę... jest pani pod tym względem jedną z bardzo nielicznych moich pacyentek. Ale trzeba się uzbroić w cierpliwość i znosić cierpienia nieodzowne w pani położęniu...
— Wiem o tem... wiem!... i przygotowana jestem na te przykrości a zaczęłam narzekać jedynie w chęci przekomarzania się z kochanym doktorem.
A ciszej dodała:
— Cierpienie ma swoje dobre strony... Może cierpienie uczy mnie kochania?...
Dzieci, głośno szczękając łyżkami w filiżankach, kończyły śniadanie i rozmowa na chwilę się przerwała. Wznowił ją doktór, powodując się związkiem własnych myśli, o czem nie napomknął:
— Wiem, że we czwartek będziecie na śniadaniu u państwa Séguin. Ach, biedna to kobiecinka! tej ciąża jest okropna!
Ze współczującem ubolewaniem mówili teraz o dramacie wywołanem w pożyciu małżonków Séguin, zamanifestowaniem się ciąży, której z zawziętością unikali. Żona była pogrążona w rozpaczy, mąż tyranizował ją brutalnością zazdrosnych podejrzeń; pomimo to żyli w świecie po
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/178
Ta strona została skorygowana.