Strona:PL Zola - Płodność.djvu/193

Ta strona została skorygowana.

Walerya gniewnie drgnęła i zawołała z rozpaczą:
— Ja nie chcę mieć drogiego dziecka! ono nie powinno się urodzić! Przecież my nie możemy całe życie marnieć jak teraz... Twój mąż zapewne opowiedział ci nasze zamiary... wiesz zatem, że Michaud, dawny podwładny mojego męża a teraz jeden z głównych urzędników w banku Kredytu narodowego, obiecuje mu korzystną posadę... mój mąż ma zamiar opuścić zakład pana Beauchêne’a, bo spodziewa się w banku świetnej przyszłości... Tylko początkowo będziemy mieli ciężkie chwile... bo zamiast pięciu tysięcy franków pensyi, jaką mój mąż zarabia w zakładzie, będzie miał w banku trzy tysiące sześćset franków... Więc jakże chcesz, byśmy mogli dopuścić urodzenia się drugiego dziecka, ponieść koszta słabości, mając trzysta franków miesięcznego dochodu! Jest to zupełnem niepodobieństwem, zburzeniem wszystkich naszych obliczeń! Urodzenie się tego nieszczęśliwego dziecka, pogrążyłoby nas na zawsze w ciasne warunki życia, których nie chcę, których mam dosyć!
— Zanadto szczęście budujesz na obliczaniach! — zauważyła Maryanna, ze spokojnym, łagodnym uśmiechem.
— Moje obliczenia są słuszne i od nich nie odstąpię! — mówiła Walerya z zaciętością. — Nie należy pomijać okazji szczęścia, bo drugi raz może się nigdy nie zdarzy! Jeżeliby mój mąż