dawno Rózia! Już nie licząc córeczki, która umarła zaraz po przyjściu na świat, gdyby nie to, miałbyś ich teraz pięcioro! Nie, mój kochany, to nie ty, ale ja statecznie się prowadzę! mam tylko jednego syna i jako człowiek rozsądny, nie chcę mieć więcej dzieci!
Był to zwykły temat fartów ze strony Beauchêne. Niejednokrotnie oburzał się nawet na młode małżeństwo nie mające majątku, a płodzące coraz liczniejsze potomstwo, co nazywał skandaliczną niedorzecznością.
Mateusz zbywał to śmiechem, nieodpowiadając, jak zwykle. Wtem wszedł do biura ojciec Moineaud, robotnik, którego nazywano „ojcem“, chociaż miał zaledwie lat czterdzieści trzy. Był nizki, barczysty, o głowie okrągłej, o karku potężnym, jak u byka, o twarzy i rękach zniszczonych ćwierćwiekową, ustawiczną i ciężką pracą mechanika. Przyszedł zawiadomić pryncypała o wynikłej trudności w zestawieniu budującej się żniwiarki. Lecz ten, nie dając mu przyjść do słowa, wzburzony przeciwko zbyt licznym familiom, spytał:
— A ty, ojcze Moineaud, ile masz dzieci?
— Siedmioro, proszę pana, a troje mi umarło — odpowiedział robotnik, nieco zadziwiony tem niespodziewanem pytaniem.
— Więc, gdyby tamci żyli, miałbyś dziesięcioro! Ładna czereda! Jakże w takich warunkach ludzie mają nie zdychać z głodu!
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/20
Ta strona została skorygowana.