ściach i odtąd tak zaniemogła, iż prawie nie opuszczała swej sypialni. Ciąża jej była niezmiernie przykra i nie dająca chwili wytchnienia a stosunek domowego pożycia z mężem, jeszcze się pogorszył. Stało się tak, jak przewidywała. Séguin, wciąż w najfatalniejszym humorze, szukał powodu do kłótni z nią przy każdem nawet najkrótszem spotkaniu. Ta chora, tracąca urodę żona, niecierpliwiła go do najwyższego stopnia. Okazywał wstręt, jaki w nim wzbudzała i zaczął coraz częściej z domu wychodzić a wreszcie zupełnie powrócił do dawnego kawalerskiego życia. Gry hazardowne zawsze go nęciły a teraz żądza ta przez jakiś czas hamowana, wybuchła z siłą źle ugaszonego pożaru. Noce spędzał najczęściej w klubie z kartami w ręku a resztę czasu hulał z kobietami, chwaląc ich spryt, że umieją uniknąć ciąży i pozostają zawsze równie powabne, ładne i gotowe do wszelkiej zabawy. Uniewinniał się przed znajomymi, że mając żonę chorą, jest; zmuszony szukać rozrywki z innemi kobietami. Lecz wesołe życie bynajmniej go nie uspakajało i jawiąc się w domu, wpadał w wściekłość na widok cierpiącej żony, krzycząc, że ma ochotę ją zabić, bo ten jej widok jest dla niego afrontem i szyderczem wyznaniem winy.
Kwadrans po jedenastej godzinie weszła Celestyna.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/200
Ta strona została skorygowana.