każdego bólu i jakiej ten ból był natury, a co najlepiej jeść, jak, ile spać, oraz jakiem Maryanna ulega myślom, wrażeniom i wsłuchiwała się w odpowiedzi, będące historyą szczęśliwie odbywanej ciąży. Maryanna, domyślając się właściwej przyczyny tylu pytań zaspakajała cierpliwie zaniepokojoną ciekawość Walentyny a chcąc odwrócić dokuczające jej trwożliwości, upewniała, że wszystko odbędzie się jaknajlepiej i że niezawodnie urodzi syna. Wtem, Walentyna wybuchła gwałtownym płaczem:
— Ach nie!... nie!... czuję że umrę!... jestem pewna że umrę!...
Myśl o śmierci dokuczała jej bezustannie, tylko nie miała przed kim wypowiedzieć swej obawy.
Rozstrojone mając nerwy życiem, jakie zwykle wiodła, zrozpaczona teraźniejszemi domowemi scenami i ciągłą nieobecnością męża, z łatwością ulegała najczarniejszym przypuszczeniom, biorąc urojenia za rzeczywistość; wierzyła więc, że to dziecko, którego zapowiedź popsuła jej życie, przyjściem swem życie jej zabierze.
— Dlaczego ma pani umrzeć! — zawołała wesoło Maryanna. — Nie śmierć przybędzie, lecz nowe życie! A czy wie pani, jakie jest ogólne mniemanie?... oto, że kobiety tworzące sobie takie smutne urojenia, zwykle odbywają połóg w jaknajszczęśliwszych warunkach!
Mateusz łagodnie się uśmiechnąwszy z poczciwego kłamstwa swej żony, stanowczo je potwier-
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/203
Ta strona została skorygowana.