leży, że zawsze się umie zastosować do każdego życzenia...
Nagle zamilkła, spostrzegłszy zatrzymany na sobie badawczy wzrok Mateusza. Cóż ona takiego powiedziała, że ten pan tak dziwnie na nią spojrzał?.. Zmieszała się i z zaniepokojeniem rzuciła okiem na swoją figurę, była bowiem w szóstym miesiącu ciąży i ściskała się nadmiernie, w obawie, że inaczej mogłaby miejsce utracić. Już miała kiedyś dziecko, gdy przyjechawszy ze wsi do Paryża, dała się zbałamucić dorosłemu synowi domu, w którym służyła, lecz przy pomocy pani Rouche, urodziła dziecko nieżywe, bo tego rodzaju połogi były specyalnością owej usłużnej akuszerki. Tym razem, ojcem jej dziecka musiał być jeden z dostawców sklepowych, lecz nie chciała się nadtem zastanawiać, zła, że dała się tak złapać, bo była pewna, że nabyła dostatecznego doświadczenia, by mieć kochanków, nie narażając się na niepotrzebne następstwa. Panowała wszakże nad sobą a nawet bywała wesoła jak zwykle, gdyż postanowiła znów się udać do zachwalanej przez siebie pani Rouche, by się wszystko odbyło, jak za pierwszym razem. Miała zamiar opuścić służbę na miesiąc, prosząc panią, o pozwolenie pojechania do Rougemont, dla zamknięcia oczu umierającej matce, o której zmyślonej chorobie już teraz zawczasu mówiła. Po chwilowym namyśle, Celestyna przybrała minę niewiniątka i dodała:
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/208
Ta strona została skorygowana.