sama gotuje i niemało ma z tem kłopotu, by wyśpieszyć na godzinę, gdy mąż wraca do domu... Oj pewnie, że pragnęłaby ona módz dziecko przy sobie zatrzymać! to wzorowe małżeństwo, bardzo się z sobą kochają i nigdy się nie kłócą...
— Tak, są matki, których mi bardzo jest żal, odezwała się Maryanna smutnym głosem. Ale niciarka nie jest naglona nędza... więc dziwi mnie, że się poddaje rozłączeniu ze swojem maleństwem... Jabym chyba umarła z rozpaczy, gdyby mi zabrano moje dziecko i wywieziono gdzieś daleko, by powierzyć nieznanej kobiecie...
La Couteau czuła się teraz osobiście obrażoną, więc we własnej obronie przybrawszy minę słodkiej, dobrej kobiety, przywiązanej do dzieci i czule dla nich usposobionej, rzekła przekonywająco:
— Rougemont jest prześliczną miejscowością... i niedaleko od Paryża... tuż pod Bayeux... a ludzie w naszej okolicy tacy dobrzy, iż każdego chociażby do rany przyłożyć... Przytem Bougemont szczyci się wybornem powietrzem, mnóstwo osób wyleczyło się z wielu chorób, przesiedlając się z miast do nas, chociażby na jedno lato. A niemowlątka, powierzane nam przez rodziców, kochamy jak nasze własne dzieci i daję słowo honoru, że są pielęgnowane, jak nie można lepiej. A toż to trzeba być bez odrobiny serca, by się nie przywiązać do takich aniołeczków!
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/210
Ta strona została skorygowana.