załzawionych oczyu Noriny, która czując się istotą słabą i nędzną, z pawdziwą pokorą zdawała się błagać go, by w zupełności jej nie opuszczał. Wyczytawszy na twarzy Noriny tę całkowitość zdania się na jego łaskę, Beauchêne odzyskał spokój wszechwładnego pana i władcy, podczas gdy Eufrazya kończyła piskliwym głosem:
— Teraz już wszystko powiedziałam... A dławiło mnie to, żem wiedziała a nie mogła mówić... temgorzej, że i ojciec o tem się dowiedział!
Ojciec Moineaud rzeczywiście teraz dopiero poznał tajemnicę Noriny. Może żałował, że go tutaj przywołano, bo był to człowiek unikający zajść burzliwych, zmęczony życiem w nieustającej pracy i kłopotach, przekonany, iż więcej się spotyka złego niż dobrego i że osobiście nic zdziałać nie zdoła, by lepiej było na tym świecie. Poddawał się temu, co uważał za nieuniknione, wiedział, że tak synowie jak i córki najczęściej złą drogę sobie obierają, więc chętnie zamykał oczy, by nie mącić sobie chwil wypoczynku. A tu zmuszają go do wystąpienia z ojcowską grozą! Lecz zrozumiał, że ponieważ wszystkie oczy są na niego zwrócone, zatem powinien sumiennie odegrać swoją rolę i rzeczywiście wpadł w oburzenie, iż córka przynosi taką ujmę jego honorowi. Rzucił się na Norinę z podniesioną pięści, krzycząc:
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/233
Ta strona została skorygowana.