go myśl niebezpieczeństwa, na jakie narazić się może Walerya. A wreszcie, czyż on sam nie był już na wszystko zdecydowany?..
— Co chcesz przez to powiedzieć?.. spytał Mateusz.
— Nic... nic, szaleństwa snujące się po głowie rozpaczającej kobiety. Wiedz, mój drogi, te masz teraz przed sobą najnieszczęśliwszego człowieka na świecie... Zazdroszczę losu nędzarzom tłukącym kamienie na szosie...
Dwie wielkie łzy powoli spływały mu po twarzy. Zapanowało przygnębiające milczenie. Uspokoiwszy się nieco, mówił o Norinie, nie wymieniając jej imienia:
— Albo ta ładna blondynka! Dla niej dziecko jest także niemałą groźbą! Prawdziwe nieszczęście, że zwykle mają dzieci te kobiety, które za wszelką cenę chciałyby tego uniknąć. Cóż z nią teraz będzie? jest na bruku bez pieniędzy, bez chleba, bez możności znalezienia pracy, bez nikogo, ktoby chciał przyjść jej z pomocą... a dziecko o to wszystko się nie pyta i rośnie w jej łonie... O mało co nie rozpłakałem się, widząc ją z tym brzuchem... A pryncypał wyrzucił ją za drzwi! Doprawdy, że niema sprawiedliwości!
Mateusz chciał zbadać, o ile Morange czego się domyśla.
— A może ojciec dziecka spełni swoją powinność.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/238
Ta strona została skorygowana.