Strona:PL Zola - Płodność.djvu/243

Ta strona została skorygowana.

rych pracowała nad siły a po połogu wstawała zaraz do roboty, co stopniowo nadwerężało jej zdrowie. Utraciła zęby i włosy a ciało jej stało się bezkształtne. Pokorna i łagodna, znosiła w cichości swoją niedolę, lecz gdy zdarzyła się okazya, lubiła się rozwodzić nad doznawanemi nieszczęściami. Uległa i teraz tej pokusie i zapominając o Norinie, zaczęła wyliczać biedy, jakie ją dotknęły w przeciągu ostatnich kilku miesięcy.
— Prawda, że zdołaliśmy umieścić Wiktora w zagładzie pana Beaucbêne’a... ale dopiero gdy skończył lat szesnaście... Wiktor więc teraz zarabia i to nam nieco ulżyło, bo jeśli w domu jest ośmioro, to coś znaczy gdy jedno więcej pracuje na siebie... Ale jest jeszcze troje próżnujących, te dwie dziewczyniny i mały Alfredek... mój ostatni synek, bez którego byłabym się obyła z wielką ochotą. A jest to dziecko chorowite... myślałam niedawno, że nam zamrze i może lepiejby z tem było tak jemu jak i nam... Już mamy Irmę wiecznie kwękającą... a w aptece nie dają lekarstw darmo... O śmierci Eugeniusza, naszego najstarszego syna, nawet nie wspominam... Umarł daleko... w koloniach... posłali go tam jako żołnierza... Pan go zapewne pamięta?.. bo przecież przed służbą wojskową był kilka lat w zakładzie... Niedawno przysłali nam papier rządowy, w którym nas zawiadamiano, że umarł z dysenteryi... Czyż warto mieć dzieci, kiedy je nam