Strona:PL Zola - Płodność.djvu/244

Ta strona została skorygowana.

zabierają i zabijają jak dorosną! Nawet pocałować je nie można przed śmiercią i nie wie się w jakim dole leżą ich kości!
Norina głośniej zaszlochała, przypominając matce, że o niej powinna mówić.
— Tak, tak... pamiętam i o tobie.. zaraz, niechaj skończę... Tak, proszę pana, nie warto rodzić i chować dzieci w takich paskudnych warunkach... na szczęście, że teraz mam już pewność, iż więcej nie będę ich miała! Doczekałam się krytycznego wieku... a wyglądałam tej chwili, nie wiedzieć od jak dawna... Teraz już nie jestem pod ciągłym strachem i mój Moineaud może używać ile mu się podoba... bo jesteśmy spokojni, że to nam ujdzie bez żadnych złych skutków...
Wiatr był dokuczliwy a powietrze tak mroźne, że Mateusz czuł na wąsach osadzające się lodowate igiełki. Postanowił skrócić rozmowę.
— Cecylka i Irma mogą się przeziębić, stojąc na ulicy. Proszę więc powiedzieć, czego pani życzy sobie odemnie?..
— Chciałam się z panem rozmówić o nieszczęściu Noriny. Przecież pan wszystko wie... Tylko tej biedy nam brakowało! Prawdziwa jakaś pomsta!.. Norina opowiedziała mi wszystko... bo przecież wie, że ja jedna jej nie opuszczę... bo proszę pana, cóżby to pomogło, gdybym i ja przeciwko niej powstała i kijem zaczęła ją okładać?.. Ale cóż ona z sobą pocznie nieboga, kiedy