ostrożności... Bo cóż chcesz... zdarza się, że po wesołym obiedzie traci się zwykłą przytomność... Ale nawet w takim razie, czyż należy, by ta dziewczyna, mająca kochanków tuzinami, mnie właśnie przypisywała dziecko, które podobało się jej znaleźć! Dziecko! ależ to jej rzecz a nie moja! Tem gorzej dla niej, że jest niem zagrożona! ale to zwykłe ryzyko dziewczyn złego prowadzenia! Przecież nie może mi nikt zapewnić, że ona mając stosunki zemną, nie miała innych kochanków?.. Więc któż może zawyrokować, że ten a nie inny jest ojcem jej dziecka,.. Najniezawodniej ona sama nie wie, kto jej złożył taki ładny podarunek! Ale nie dziwię się, że mnie chce to przypisać i że w tym celu ułożyła cały plan postępowania... Jestem bogaty, jestem pryncypałem znanego przemysłowego zakładu, więc sobie umyśliła, że się ulęknę skandalu i sypnę jej pieniędzy, ile tylko zechce! Powiadam ci, mój drogi, że to szantaż na wielką skalę, nic innego jak tylko szantaż!
Zapadło przygnębiające milczenie. Teraz Mateusz zaczął chodzić po biurze, w którem było dusznie gorąco z powodu silnie rozpalonego wielkiego fajansowego pieca. Chciał jeszcze przeczekać nim zacznie mówić, więc tylko słychać było łoskot zakładu, będącego w pełnym biegu codziennej pracy. Odezwał się wreszcie, wyrażając w prostych słowach swoje przekonanie, że
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/255
Ta strona została skorygowana.