Patrzał na Mateusza wzrokiem wystraszonym, jakby nazwisko pani Bourdieu niespodziewanie wymówione, równoważyło się odkryciu przykrej tajemnicy. Może to dla niego samego było ujawnieniem, stwierdzeniem myśli boleśnie w nim nurtujących a dotąd nierozstrzygniętych. Przez chwilę usta mu się trzęsły i był bardzo blady.
Gdy Mateusz dał mu do zrozumienia, iż szuka odpowiedniego położniczego zakładu dla Noriny, Morange nieco już uspokojony, zrobił nieledwie że wyznanie;
— Moja żona dziś rano mówiła mi o pani Bourdieu... Już nawet nie wiem z jakiego powodu. Ale oddawna straciliśmy z oczu tę kobietę... zetem nic dokładnego nie mogę ci o niej powiedzieć... Lecz podobno umiejętnie prowadzi swoją klinikę... Warto, byś tam poszedł... bo prawdopodobnie znajdziesz to czego potrzebujesz.
Mateusz zastosował się do tej rady. Jednakże będąc ostrzeżony, iż pani Bourdieu stawia dość wygórowane ceny, postanowił osobiście się przekonać, jak się przedstawia zakład położniczy zarządzany przez panią Rouche. Chociaż był źle względem niej usposobony, poszedł więc najpierw na ulicę du Rocher. Lecz widok domu zmroził go zaraz na wstępie. Był to stary, mroczny dom o ciemnej, smrodliwej i wązkiej sieni a raczej korytarzu, wiodącym na małe podwórze, w głębi którego akuszerka zajmowała kilka pokoi na parterze. Kał i zbrodnia zdawały się
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/262
Ta strona została skorygowana.