otrzymała od męża list, którym ją zawiadamiał, iż wróci wcześniej aniżeli się spodziewał. Od tej chwili pani Karolina żyła w bezustannym niepokoju. Znów zaczęła obliczać przypuszczalny termin połogu, myliła się, traciła głowę, przerażona możliwością pomyłki. Gdy osądziła, że połóg może nastąpić za parę tygodni, powierzyła się w ręce pani Bourdieu i zjechała do niej, otaczając się wielką tajemnicą. Lecz nadszedł nowy list od męża, który ją zawiadomił, że dwudziestego piątego tego miesiąca będzie już w Marsylii. List otrzymała szesnastego, miała więc tylko dziewięć dni swobody. Liczyła dni a potem i godziny. Czy aby zdąży urodzić?.. a jeżeli się opóźni?.. Od tego stało się zależne jej wybawienie lub zguba a ponieważ było to po za jej wolą, więc bezustannie rozpaczała, zalewając się łzami, drżała z przerażenia, wpadając w rozdrażnienie, najszkódliwiej podkopujące jej zdrowie. Każde słowo akuszerki budziło w niej trwogę a jednakże co chwila pytała się jej chociażby spojrzeniem, wyrażającem wzrastający niepokój. Zdawało się jej, że jeszcze nigdy żadna kobieta nie opłaciła taką katuszą chwilowej rozkoszy kochania. Wreszcie, dwudziestego piątego nad ranem, po niespanej nocy, spędzonej we łzach rozpaczy, poczuła bóle, zwiastujące blizki połóg. Pomimo cierpienia, z radości całowała ręce pani Bourdieu. Lecz jakby ją los chciał do ostatniej chwili prześladować, poród się przedłużył o cały
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/282
Ta strona została skorygowana.