sobą, było w nich coś zdrętwiałego, jakby a nadmiaru bólu nad własną niemocą powstrzymania faktów. Wtem Mateusz odetchnął swobodniej, przypuszczał, że się przemogli, zrezygnowali, bo skręcili w stronę Grenelle, zatem powracali do domu. Lecz znów się zatrzymali, wymienili jakieś rozpaczliwe słowa i wrócili na ulicę de la Boêtie i przez ulicę de la Pépinière, weszli na ulicę du Rocher.
Mateusz drżąc jak oni i jak oni zawstydzony, nie mógł się powstrzymać, by nie śledzić ich kroków. Domyślał się, dokąd idą, lecz chciał nabrać o tem pewności. O jakie trzydzieści kroków przed okropnym, niechlujnym domem, gdzie mieszkała la Rouche, zatrzymał się i ukrył w zagłębieniu wystającego muru, pewnym będąc, że małżonkowie rzucą wzrokiem po za siebie, czy ich nikt nie widzi wchodzących do tej podejrzanej nory.
I stało się jak przewidział: państwo Morange, doszedłszy do ciemnego, smrodliwego korytarza, minęli drzwi, zukosa spojrzawszy na brudny, żółty szyld akuszerki a następnie zawrócili badawczo, patrząc w ulicę, czy nie widać jakiej znajomej im twarzy. Teraz już bez wahania wpadli w czarną otchłań; ona najpierw, on za nią, bo widocznie zażądała, by jej towarzyszył. Już ich nie było na ulicy, już znikli i pozostał tylko dreszcz trwogi przed spełnieniem zbrodni. Pleśniejące mury domu, będącego jakby ściekiem
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/293
Ta strona została skorygowana.