Strona:PL Zola - Płodność.djvu/296

Ta strona została skorygowana.
V.

Drugiego marca nadedniem, Maryanna poczuła pierwsze bóle porodu. Nie od razu się zdecydowała obudzić Mateusza, który spał tuż obok na wązkiem żelaznem łóżku. Lecz około godziny siódmej zdawało się jej, że się poruszył, więc uznała za stosowne uprzedzić go o swojem położeniu. Uniósł się na pościeli i całował jej rękę zwieszającą się po za kołdrą.
— Tak... pieść mnie, mój ukochany.. pieść... bo przypuszczam, że to dzisiaj nastąpi...
Od trzech dni codziennie się tego spodziewali, dziwiąc się opóźnieniu. Gdy to rzekła, zerwał się na równe nogi i wystraszony zapytał:
— Czy bardzo cierpisz?..
Zaczęła się śmiać, by go uspokoić.
— Nie, nie... trochę... ale nie bardzo. To dopiero początek. Otwórz okno... uprzątnij pokój... Bo może to będzie niezadługo?..
Gdy uchylił zaluzye, jasne słońce zalało całą sypialnię. Poranne niebo było wesołe, prześlicznej blado niebieskiej barwy, bez najlżejszej chmur-