dozwolono... trzymano mnie za ręce... zamknięto... Chciałem wszystko rozbić i przez okno wyskoczyć, by sprowadzić doktora i ratować moją biedną żonę... Ach, ażebyś ty wiedział, co mi wtedy gadano! że jestem waryatem, że stanę się przyczyną skandalu, więzienia nas wszystkich... Nawet Walerya gniewała się na mnie i nie chciała doktora... A tamci inni zatykali mi usta, bym nie krzyczał, zapewniali, że krwotok zaraz będzie zatamowany... Ach, nędznicy! nędznicy! zbrodniarze...
Opowiadał szczegóły dnia wczorajszego, całą zbrodniczą robotę wstrętnej la Rouche, która pomimo wynikłego natychmiast krwotoku, nie uprzedziła go o niebezpieczeństwie. Około godziny dziesiątej wieczór Walerya czuła się trochę lepiej, lecz przed północą wpadła w synkopę.
— Wyobraź sobie, że ta męczarnia trwała od godziny siódmej wieczorem, bo akuszerka zapowiedziała nam, że woli, by wszystko się odbyło, gdy już noc zapadnie... twierdząc, iż może to zrobić nawet pociemku, blask świecy jest aż nadto wystarczający a że wieczorem jest swobodniejsza i że to jej będzie dogodniej z wielu różnych przyczyn... O godzinie drugiej w nocy jeszcze byłem w tym okropnym pokoju... bo Walerya chciała ten pokój zatrzymać dla siebie na jakie pięć albo sześć dni, by już zdrową powrócić do domu... Od północy nie odzyskała przytomności... była trupio blada, zimna i tylko sła-
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/305
Ta strona została skorygowana.