wać z jego odrętwienia, ale la Rouche powstrzymała go, szepcząc;
— Zostaw go pan, to go uspokaja... Chodź pan, potrzebuję z panem pomówić!
Uprowadziła Mateusza, lecz idąc korytarzem dosłyszała zgłuszone krzyki i wołanie ratunku. Bez pośpiechu, obojętnie, otworzyła jakieś drzwi, mówiąc:
— Niechaj pan zechce tutaj wejść i na mnie poczekać.
Był to gabinet akuszerki, pokój wązki z meblami krytemi czerwonym, wytartym aksamitem, z biurkiem w pobliżu okna. W fotelu siedziała i szyła młoda kobieta, zapewne świeżo powstająca z łóżka położnica, bo jeszcze była niezmiernie blada a ręka jej ze zmęczeniem wyciągała igłę z roboty.
Gdy podniosła oczy, Mateusz ze ździwieniem poznał, że to była Celestyna, panna służąca pani Séguin. Drgnęła, poznawszy Mateusza i tak się spłoszyła jego widokiem, iż w pierwszym porywie zdradziła się, wyznając:
— Ach panie Froment! błagam, proszę nie mówić mojej pani, że mnie pan tutaj spotkał...
Przypomniał sobie teraz, iż pani Séguin coś mówiła o tem przed kilku tygodniami, że musiała Celestynie pozwolić na wyjazd na wieś, do Rougemont, zkąd pochodziła, bo wzywała ją tam umierająca matka. Listy Celestyny, proszące o przedłużenie urlopu, dochodziły panią Seguin
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/310
Ta strona została skorygowana.