Strona:PL Zola - Płodność.djvu/320

Ta strona została skorygowana.

o pomoc. A gdybym była to zrobiła, czyżby pan rzucił na mnie kamieniem?... zapewne tak a jednak byłabym tylko spełniła dobry uczynek!
— Napewno że to byłby dobry uczynek! — zawołała Celestyna — słuchająca opowiadania z natężoną uwagą.
Mateuszowi serce pękało z bólu. To już był ostatni szczebel okropności w tem piekle tajonego macierzyństwa. Przypominał sobie co widział i słyszał w położniczym domu pani Bourdieu, gdzie przychodziły rodzić uwiedzione służące, wiarołomne żony, kazirodztwem skażone córki, niezliczony poczet bezimiennych kobiet, wydających na świat dzieci nigdy nie mające znać swoich rodziców. A tutaj, u la Rouche była to z chytrą przebiegłością obłudnie praktykowana zbrodnia, spędzanie dopiero co poczętego płodu, dzieci zabijane w łonie matki, konające przed pierwszem samoistnem tchnieniem. A po zatem, wszędzie, dzieciobójstwo, jawne morderstwo, dziecko urodzone żywe i uduszone, czasami szarpane na sztuki, zawinięte w szmatę, w papier i rzucane w pierwszy lepszy zaułek. Liczba zawieranych małżeństw nie uległa obniżeniu, ale liczba urodzin o ćwierć się zmniejszyła i wszystkie uliczne ścieki były grobowiskami maleńkich trupów. Mateusz czuł, jakby go musnął po twarzy lodowy wiatr tysiącznych dramatów, skrytych zabójstw, bezmiar ludzkiego zwyrodnienia. A jakąż przerażającą rzeczywistością była ta jaskinia