strzegał całą swoją miernotę i słabość charakteru. Mówił wciąż monotonnym, bezdźwięcznym głosem, ulatującym z niego prawie że bezwiednie.
— Ona, taka ładna, wesoła, pragnęła być bogatą, szczęśliwą. Wszak miała do tego najsłuszniejsze prawo, będąc inteligentną i piękną... Celem mojego życia była zawsze tylko ona... radością mi było zadawalniać jej zachcianki, pracować dla urzeczywistnienia jej ambicyi... Znasz nasze nowe mieszkanie, by je urządzić podług jej gustu wydaliśmy więcej, niż było można... A potem żyliśmy nadzieją owej posady w banku kredytu narodowego, ufając, że szybko dojdziemy do majątku... Więc cóż dziwnego, że będąc zagrożoną drugiem dzieckiem, straciła głowę... a widząc ją zrozpaczoną, waryowałem jak ona... i zacząłem wierzyć, że jedyną drogą ocalenia jest pozbycie się tego biednego maleństwa, grożącego nam swojem przybyciem... A oto skutki!... Leży teraz martwa!... A czy wiesz... bylibyśmy mieli syna... myśmy pragnęli chłopca... ale ona miała przekonanie, że to będzie znów córka i to nas zdecydowało, bo przecież nie bylibyśmy mogli uzbierać drugiego posagu... Ach, gdyby to można było wiedzieć, że syn się urodzi!... I ona byłaby żyła i on byłby się zdrowo chował a teraz oboje ich straciłem... oboje ich zabiłem... Nie chciałem, by dziecko żyło a dziecko z sobą zabrało życie matki...
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/324
Ta strona została skorygowana.