Strona:PL Zola - Płodność.djvu/327

Ta strona została skorygowana.

— Nie, proszę pani, nikt nie dzwonił, pani cierpi coraz gwałtowniejsze bóle.
Zbliżył się do Maryanny. Leżała blada, z zamkniętemi oczyma i zdawała się mocować z sobą, by nie krzyczeć z boleści. Oburzył się na doktora, który przed dwoma godzinami obiecał mu, że zaraz przybędzie.
— Ach, moja najdroższa! a ja samą ciebie zostawiłem! Byłem przekonany, że on jest przy tobie!.. Pani Séguin już urodziła córkę, zatem powinien teraz być tutaj.
Maryanna zwolna otworzyła oczy i chciała się uśmiechnąć. Próbowała mówić, lecz nie mogła i dopiero po chwili rzekła łagodnie, przerywanym głosem:
— Czemu się gniewasz?.. Jeżeli nie przyszedł to dlatego, że musiały wyniknąć jakieś nowe trudności... A wreszcie, cóżby on mógł pomódz?.. To zwykłe bóle, trochę cierpliwości a skończą się...
Silny atak nie dozwolił jej dalej mówić. Całe ciało drgało, unosiło się, jęków już nie mogła powstrzymać, aż łzy popłynęły jej z oczu.
— Ach najdroższa!.. najdroższa! — szeptał Mateusz, klęcząc przy jej łóżku i płacząc wraz z żoną. Czyż to możliwe, byś tak cierpiała bez pomocy doktora!.. A ja myślałem, że tym razem wszystko się załatwi jaknajlepiej... Podczas ostatniej słabości nie miałaś takich okropnych bólów!..