i sprawiedliwości, czyż się ona nie uskuteczni pod naporem warstwy najludniejszej, roboczego ludu, warstwy już dzisiaj płodnej w rewolucyjny ferment najbliższej przyszłości.
Mateusz myślał nad tem często, lecz od bliższych dociekań i jaśniejszego formułowania poglądów w tym kierunku, był powstrzymywany ciągłemi drwinkami państwa Beauchêne; nieraz czuł się zakłopotany, wprost zawstydzony że ma aż czworo dzieci. Najczęściej wszakże odczuwał w myśli dawane przez nich rady przezorności i wierzył w dobro życia, w konieczność jego pełni, dla pełni szczęścia. Każda istota rodzi się wyłącznie w celu tworzenia istot sobie podobnych, przedłużania i przekazywania życia swojego gatunku, a doznawana w tej funkcyi rozkosz, czyż nie jest tylko zadowoleniem robotnika spełniającego swoje przeznaczenie.
Korzystając z chwilowej przerwy w rozmowie, spytał się Konstancyi:
— Zatem w przyszłą niedzielę pani do nas przyjedzie do Janville? Wszak możemy na to liczyć?...
Ledwo to wymówił, wszedł służący, oznajmiając, że jakaś kobieta z dzieckiem na ręku, pragnie widzieć się z panią. Beauchêne wyjrzał, a poznawszy żonę ojca Moineaud, swojego mechanika, skinął, by weszła. Doktór już się miał żegnać, lecz został jeszcze, ciekawością powodowany.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/33
Ta strona została skorygowana.