Mój drogi, najlepiej zrobisz idąc sobie ztąd — zawołał doktór. — Wyznam ci, że mi bardzo przeszkadzasz...
Właśnie weszła służąca, oznajmiając, że pan Beauchêne jest na dole, pytając się co słychać! Mateusz przynaglony przez doktora, płaczący, zrozpaczony, poszedł na chwilę, by się z nim widzieć.
— No có?.. Konstancya mnie przysłała, by się dowiedzieć co się u was dzieje... Czy wszystko już załatwione?..
— Nie... nie jeszcze, odrzekł Mateusz, drżąc całem ciałem.
Beauchêne zaczął się śmiać, zadowolony, że nie potrzebuje przechodzić tak uciążliwych wzruszeń. Nie zgasił cygara i stojąc w sieni, dalej mówił z miną człowieka, któremu wszystko w życiu się wiedzie:
— A przytem chciałem ci powiedzieć, że twoje dzieci wybornie się u nas bawią... Rozbrykane to wszystko i dokazujące!... Śniadanie połknęli jak wilki a teraz krzyczą, skaczą aż się dom trzęsie. Doprawdy, pojąć nie mogę, jak wy możecie wytrzymać w ciągłym takim hałasie. A trzeba ci wiedzieć, że dla zupełnej uciechy, posłaliśmy po dwoje dzieci państwa Séguin... Zatem mamy bandę całą u siebie, ale dzieci Séguin’ów są jakby śpiące, ciągle są w obawie, żeby nie poplamić swoich strojów... Pani Walentyna, chcąc połóg odbyć spokojnie, umieściła je
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/333
Ta strona została skorygowana.