dził się ten malec... Doprawdy, że w moim wieka, bo mam już lat czterdzieści, możnaby się spodziewać spokoju pod tym względem, ale widocznie Bóg nas opuścił, mnie i mojego męża.
Beauchêne się roześmiał, mówiąc:
— A czy wiecie, co wasz mąż utrzymuje?... Oto powiada, że nie on, ale wy dzieci fabrykujecie.
— Tak... to jego zwykłe gadanie... Naturalnie, że on nie wielką ma przytem robotę... Ale ja, to co innego, i doprawdy wyrzekłabym się całego tego kłopotu. W pierwszych latach po zamąż pójściu strasznie się martwiłam, zachodząc w ciążę.. — Lecz cóż było robić?... musiałam się poddać losowi... i nie opierałam się, bo przecież nie chciałam, by mi się mąż włóczył za innemi kobietami... Wreszcie, to poczciwy człowiek, pracowity, nie upija się na zabój, jak tylu innych, więc kiedy w tem jednem ma upodobanie, to przecież, jako żona, nie mogę go od siebie odpędzać.
Doktór Boutan, spokojnie na nią patrząc, zapytał:
— A czyście nie wiedzieli, że można męża nie odpędzać, ale zachować pewne ostrożności?
— Proszę pana to nie zawsze można się z tem uładzić... Jak mąż wróci do domu podchmielony, bo wypił parę szklanek wina za dużo w towarzystwie kolegów, to wtedy sam nie wie, co robi... Wreszcie, mój stary powiada, że to mu
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/35
Ta strona została skorygowana.