Strona:PL Zola - Płodność.djvu/356

Ta strona została skorygowana.

gramów! Bo dotąd, tak jak wogóle wszystkie nowonarodzone dzieci, tracił na wadze w pierwszym tygodniu a w drugim prawie nic mu nie przybyło ciężkości. Lecz oto teraz zaczynał rosnąć i tyć! Rodzicom już się zdawało, że go widzą tęgim, pięknym chłopcem, biegającym ze starszem rodzeństwem. Siedząc na łóżku, Maryanna owijała go zręcznemi rękami, strzegąc, by nie miał skrępowanych ruchów i żartowała, odpowiadając na jego krzyki:
— Tak, tak, rozumiem czego chcesz, jesteś głodny.. Zaraz, zaraz, już zupa gotowa, dostaniesz ciepłej, gorącej, ile tylko zechcesz...
Zaraz po przebudzeniu się, Maryanna wystroiła się na dzień cały, uczesała piękne, długie włosy, skręcając je wysoko w olbrzymią torsadę na wierzchu głowy. Biała jej szyja była odsłonięta, wynurzając się z jasnego flanelowego kaftanika, obszytego koronkami. Wsparta o poduszki na sztorc postawione po za jej plecami, śmiejąc się do męża, do syna, wydostała jedną ze swych ładnych, twardych piersi, pęczniejących mlekiem, rozwiniętych jak kwiat życia, biały i różowy; dziecko łakomstwem powodowane, niecierpliwiło się, chwytając pierś łapkami i usteczkami szukając a gdy znalazło z pomocą matki, przypięło się gwałtownie, ssąc, pijąc, jakby jeszcze najlepszych cząstek krwi domagając się od swojej rodzicielki. Aż krzyknęła z bólu za mocniejszem targnięciem.