Strona:PL Zola - Płodność.djvu/362

Ta strona została skorygowana.

że Robert przestałby ją miłować z żądzą kochanka. Lecz ta wesoła, świeża kobieta z dzieckiem przy piersi, opromieniona słońcem padającem na łóżko całe w bieli, stanowiła zachwycający obraz. Ale są mężczyźni, którzy się tem brzydzą. W umyśle Klary toczyła się walka, ujawniona odezwaniem się:
— Mogłabym nie karmić sama... Wzięlibyśmy mamkę...
— Naturalnie — rzekł mąż. Nigdybym ci nie pozwolił, byś sama karmiła, byłoby to wprost idyotycznie...
Spostrzegł, że się odezwał zbyt brutalnie i zaczął przepraszać Maryannę. Ale wszak wogóle kobiety nie chcą karmić swoich dzieci i gdy mają na to materyalne środki, biorą mamkę dla dziecka.
— Co do mnie — zawołała Maryanoa — to chociażbym miała miliony karmiłabym moje dzieci, nawet gdyby mi się tuzin ich urodziło. Przedewszystkiem pewną jestem, że ucierpiałabym na zdrowiu, gdyby dziecko nie wypiło ze mnie mleka, które natura we mnie dla niego przygotowała... kochane maleństwo! ono dla mojego zdrowia jest takie, łakome! A prócz tego, gdybym sama go nie wykarmiła, to wyobrażałabym sobie, że zaniedbałam ważnego obowiązku i za każdem niedomaganiem dziecka, czułabym się winowajczynią, matką występną, która nie dba o zdro-