Strona:PL Zola - Płodność.djvu/364

Ta strona została skorygowana.

ciwszy się do pary kochanków, zawołał z przejęciem:
— Ona zawsze ma słuszność! Ach, gdyby wszystkie matki mogły ją słyszeć, może powróciłby we Francyi obyczaj karmienia swoich dzieci! Niechajby to się stało uznanem pięknem! A powinno tak być, bo niema pogodniejszego i wyższego nad to piękna!
Państwo Angelin uśmiechali się przez grzeczność, lecz nie zdołał ich przekonać, tak dalece drogą im była ich egoistyczna miłość kochanków. Ostatecznie zaś zostali zrażeni drobnym, przewidzianym wypadkiem, zwykłym, naturalnym objawem ułomnej ludzkiej natury. Pan Gerwazy kończył właśnie ssać, gdy Maryanna spostrzegła, że zapomniał się w pieluszkach. Roześmiała się, że to zaszło nie w porę, lecz bez zakłopotania wzięła czystą pieluszkę, by nanowo spowinąć dziecko, które najpierw gąbką wymyła i wytarła. Ta obsługa przy różowem, pulchnem ciałku dziecka, była dla niej spełnieniem miłego obowiązku. Jednakże ludzie obcy, nie przywykli do obchodzenia się z niemowlętami, mogą mieć inne zapatrywania i patrzeć na to z pewną odrazą. Państwo Angelin wstali i śpiesznie zaczęli się żegnać.
— Zatem za dziewięć miesięcy, wszak tak?... — pytał ich Mateusz żartobliwym tonem.
— Może za osiemnaście, bo trzeba trochę czasu, by się zdecydować — odparł Robert, spo-