stający z każdą chwilą. Konstancya, chcąc przerwać nieprzyjemne wrażenie, znów się zapytała:
— Ale czegoście odemnie chcieli, moja dobra kobieto? Cóż mogę dla was uczynić?...
— Ach, proszę pani, przyszłam ja z wielką prośbo... Jest to coś, o co mój mąż nie śmiał prosić pana Beauchêne... A ja myślałam, że panią zastanę samą i poproszę, by się za nami wstawiła... Oto pragniemy oboje i wielką wdzięczność mielibyśmy dla państwa, gdyby nasz Wiktor mógł wstąpić do roboty do pańskiego zakładu.
— Ale on ma dopiero piętnaście lat — rzekł Beauchêne. — Poczekajcie, aż skończy lat szesnaście, prawo nie pozwala wcześniej.
— Wiemy o tem. Ale możeby można coś skłamać?.. Bo tak bardzo chcemy, aby Wiktor już pracował...
— Nie, moja kobieto, z prawem się nie żartuje... to jest niemożliwe.
Łzy stanęły w oczach matki Wiktora, Przysłuchujący się rozmowie Mateusz, czuł się teraz niezmiernie wzruszony. Ach, nieszczęśni ci niewolnicy pracy! sami przychodzą żebrać, by ich wyzyskiwano, gotowi kłamać, prawo opiekuńcze oszukać, pchani ku temu głodem, nędzą!
Gdy stroskana pani Moineaud wyszła, doktór zaczął mówić o pracy kobiet i dzieci. Zaraz od pierwszego połogu kobieta powinna porzucać swoje zajęcie w fabryce, a nawet wcześniej, bo na kilka miesięcy przed urodzeniem się dziecka
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/37
Ta strona została skorygowana.