Strona:PL Zola - Płodność.djvu/375

Ta strona została skorygowana.

pięknie rozmawiać, nawet z takim mądrym burżuazem. Małżonkowie Lepailleur żyli z sobą w zgodzie, bo jednakowo byli chciwi i rozgoryczeni, że nie mogą łopatą zgarniać pieniędzy w swoim młynie i jednakową mieli wzgardę dla pracy rolnej; marzyli, by syna wychować na miejskiego pana noszącego cylinder, bo tylko taki i w mieście może się łatwo wzbogacić.
Maryanna, biorąc jajka z rąk pani Lepailleur, włożyła je za poduszkę w głębi wózka a ta zwróciła jej uwagę na Antoniego, który wyskrobawszy dołek w ziemi, pluł teraz do środka:
— Pani widzi, jaki on rozgarnięty... O, z niego wyrośnie uczony człowiek, już zna litery, więc go zaczniemy posyłać do szkoły... Wdał się w ojca, zatem jestem spokojna, że nie będzie głupi!
W dziesięć dni później, w niedzielę, Mateusz podczas spaceru z Maryanną i z dziećmi, wpadł wreszcie na myśl, która jasno tym razem przed nim stanąwszy, miała zdecydować o przyszłości ich wszystkich. Wyszli z domu po południu z zamiarem zjedzenia podwieczorku na otwartem powietrzu, wśród traw i ziół już wysokich. Przebyli sporo ścieżek, nachodzili się po gajach i pustkowiach, by znów powrócić na skraj lasu gdzie zasiedli pod dębem, mając przed sobą widok na pawilon, w którym zamieszkiwali i na całą rozległą płaszczyznę aż do Janville. Na prawo, ciągnęło się bagniste płaskowzgórze, opusz-