Strona:PL Zola - Płodność.djvu/384

Ta strona została skorygowana.

pój tego małego żarłoka a wy, dzieci, jedzcie i pijcie, byście rośli w sile, bo ziemia do tych należy, którzy są zdrowiem i liczbą...
Błażej i Denizy odpowiedzieli mu, prosząc o drugie porcje chleba, podczas gdy Rózia kończyła wychylać kubek wody z winem, do połowy wypróżniony przez Ambrożego. Maryanna była jakby bóstwem przewodniczącem uczcie, była szczodrobliwą płodnością, źródłem siły i podboju, jaśniejąc w słońcu z obnażoną piersią karmiącą Gerwazego, który ją zawładnął gwałtownością swego łakomstwa. Ciągnął tak mocno, że słychać było cmokające jego usteczka wywołujące lekki szmer tryskającego źródła, sączącego mleko drobnym strumykiem, który wezbrawszy, miał się w rzekę przemienić. Matka nadsłuchiwała tego szemrzącego źródła, które raz zrodzone miało całą tą okolicę zagarnąć. A nie ona jedna była karmicielką, wiosenne soki wartko krążyły, pędząc rozwój lasu i traw, na których siedziała, kąpiąc się w zieloności. Ziemia w bezustannym będąc porodzie, wezbrana była jak ona sokami życia. Maryanna czuła jakby wspólność z tą matką rodzicielką, zdawało się jej, że z ziemi czerpie w siebie pokarm, w miarę jak mleko płynęło z własnej jej piersi. I właśnie były to owe strugi nigdy niewyczerpanego mleka, świat cały karmiącego, strugi wiekuistości życia, za-