Wdał się w nowe objaśnienia swoich przekonań. Bijąc się pięścią w piersi, zapewniał, że jest liberałem, demokratą, gotowym żądać radykalnych ulepszeń społecznych. Tak, ale kraj potrzebuje żołnierzy a fabryki robotników, dobrze jest więc że są warstwy ludności nie powstrzymujące się od licznego potomstwa. Ale klasy będące czołem narodu, mają odmienne od tamtych obowiązki. Całe jego rezonowanie dowodziło, iż rodziny bogate powinny przedewszystkiem czuwać, by posiadany, zdobyty przez nie majątek nie marniał, rozdrabniając się podziałami.
Mateusz zrozumiał teraz brutalną prawdę: kapitał, chcąc mieć zapewnione zyski, pożądał płodności klas pracujących. Dla dobra kapitalizmu trzeba, aby był nadmiar ludzi poszukujących pracy, bo wtedy opłata robotników ulega obniżce. Spekulowanie tego rodzaju wydało mu się, że odejmuje pracy całą jej szlachetność. Zamiast być największem dobrem, stawała się najgorszą plagą i cierpieniem, rakiem pożerającym cały organizm społeczny. W krajach równości politycznej a nierówności ekonomicznej, przewaga kapitału, wadliwy rozkład bogactw, wytwarza brak równowagi w przyroście ludności i podczas, gdy posiadający ograniczają do jednego liczbę potomstwa, drudzy, rozmnażają się w nieskończoność. Ztąd coraz potworniejsze powstają warunki, coraz niesprawiedliwszy podział bogactwa. By temu zaradzić i przywrócić równowagę, jedna jest tylko
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/39
Ta strona została skorygowana.