bruku, postaram się o robotę i niezawodnie znajdę kogo, co zechce mi dopomódz... Słyszycie? zatem nie wracajcie tutaj, nie chcę nikogo z was widzieć i nie chcę, by mnie zanudzano.
Serce ośmioletniej Irmy jeszcze było tkliwe, więc się rozpłakała, mówiąc:
— Dlaczego do nas przemawiasz tak brzydko?... Przecież chciałyśmy zrobić ci przyjemność naszemi odwiedzinami... A ja tak bardzo chciałam się ciebie zapytać, czy naprawdę do ciebie należy to małe dziecko w kołysce? i czy pozwolisz je pocałować?...
Norina, widząc łzy Irmy, żałowała szorstkiego obejścia się z małemi siostrzyczkami. Więc chcąc je pocieszyć, zaczęła je całować i nazywać swojemi kochanemi kociętami... ale teraz mogą już powrócić do domu a jeżeli je to bawi, to im pozwala, by jeszcze raz ją odwiedziły.
— Powiedzcie mamie, że jej dziękuję za przysłane pomarańcze a kiedy chcecie zajrzyć do kołyski, to popatrzcie na małego, tylko nie trzeba go dotykać, bo zarazby się obudził i zaczął tak wrzeszczeć, że nie możnaby rozmawiać.
Dziewczynki z kobiecą ciekawością pochyliły się nad kołyską a Mateusz skorzystał, by także spojrzeć. Zobaczył dziecko zdrowe i silne, o twarzy kwadratowej i grubych rysach. Wydało mu się, że jest uderzająco podobne do Aleksandra Beauchêne’a.
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/390
Ta strona została skorygowana.