wiem, że dobra z ciebie dziewczyna... Dlaczego nie chcesz karmić i wychować swojego syna?
Odsłoniła twarz zalaną łzami, wołając:
— A czyż jego ojciec przyszedł chociażby raz, żeby mnie tutaj odwiedzić?... Nie, ja nie mogę kochać dziecka tego człowieka, który mnie tak nikczemnie porzucił... Nawet świadomość, że to dziecko jest tutaj przy mnie, w tej kołysce, obok mojego łóżka, doprowadza mnie do złości...
— Ale zastanów się, że to maleństwo w niczem przeciwko tobie nie zawiniło... A na niem się mścisz, chcesz je porzucić i tym sposobem sama siebie ukarzesz, bo pozostaniesz sama jedna a może ten syn wyrósłby na wielką dla ciebie pociechę...
— Nie! nie chcę! powiadam, że nie chcę! Czuję, że nie będę mogła nigdy tego dziecka kochać, wreszcie jestem za młoda, żeby brać na siebie taki ciężar bez pomocy człowieka, który jest przyczyną mojego nieszczęśliwego macierzyństwa.. A wiem, że ten człowiek nigdy już nic nie uczyni dla wspomożenia mnie w mojej biedzie... Zatem zbadałam siebie i nie mam odwagi a może tylko nie jestem dość głupia, by się sama obarczać... Nie, nie chcę! nie chcę! nie chcę!
Mateusz już się nie odezwał, czując, że nie zdoła pokonać jej chęci wyzwolenia się i samowładnego rozporządzania dalszem swem życiem. Patrzał na nią ze smutkiem, bez oburzenia i gnie-
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/393
Ta strona została skorygowana.