Strona:PL Zola - Płodność.djvu/395

Ta strona została skorygowana.

— Błagam, pozostawcie mnie państwo w spokoju... Od dwóch tygodni pani mnie zamęczasz tem dzieckiem, zmuszasz mnie, bym je ciągle miała przy sobie i próżno mnie pani przynaglasz, bym zaczęła je karmić... Ciągle mi je pani przynosisz, podajesz, kładziesz na łóżku, bym na nie spojrzała, bym je pocałowała... Ciągle mi pani o niem mówisz a może zmuszasz, by krzyczało, chcąc, bym zaczęła się nad niem litować, rozczulać a może i dać piersi!... Czyż pani nie rozumie, że to wszystko mnie męczy!... ja umyślnie odwracam głowę, nie chcę na to dziecko patrzeć, ani je pocałować, bo się boję że ulegnę, że kochać je pocznę, jak każda samica kochająca swoje małe a to byłoby największem nieszczęściem tak dla mnie, jak i dla niego... Będzie ono szczęśliwsze, same sobie pozostawione na świecie... Błagam więc państwa, uprowadźcie ztąd zaraz to dziecko i przestańcie się znęcać nademną...
Padła znów na poduszki, zanosząc się od płaczu, twarz ukryła w zupełności i tylko widać było jej bujne włosy, oraz piękne ramiona, z których opadła bielizna podczas tej gwałtownej sceny bronienia własnej wolności.
Nieruchoma, milcząca la Couteau stała w nogach łóżka, czekając. Miała na sobie ciemną wełnianą suknię, czepek ze wstążkami i wyglądała na chłopkę, ubraną po niedzielnemu; ściągła jej twarz, jakby wązką maska chciwości i prze-