Strona:PL Zola - Płodność.djvu/396

Ta strona została skorygowana.

biegłości, ale siliła się, by wyrażać prostoduszne politowanie. A chociaż była prawie pewna, że napróżno wyrecytuje zwykłą swoją reklamę, odezwała się:
— Mogłaby pani być spokojna, że synek byłby w Rougemont jak w rodzicielskim domu... W całym departamencie niema lepszego powietrza jak w naszej wiosce, wiele osób przyjeżdża do nas aż z Bayeux dla nabrania zdrowia... A żeby pani wiedziała, jak my wszyscy dbamy, aby tym maleństwom dobrze u nas było! pielęgnujemy je tak i pieścimy jak swoje rodzone... Cała nasza okolica tylko tem się zajmuje, by chować, kochać i rozpieszczać małych paryżan, powierzonych nam przez rodziców... A od pani wezmę jaknajtaniej, mam przyjaciółkę, która już ma troje niemowląt na wychowaniu a ponieważ karmi je smoczkiem, więc czwarte dzieciątko niewiele przymnoży zachodu, weźmie przeto synka pani prawie darmo... No, chyba na takie warunki to się pani zgodzi i powierzy synka mojej przyjaciółce z Rougemont...
Lecz widząc, że Norina dalej szlocha nie odpowiadając, zniecierpliwiła się, jak kobieta czynna i nie mająca czasu do stracenia. Za każdą dwutygodniową podróżą do Paryża, przywoziła bandę mamek a rozmieściwszy je w kantorach stręczeń, biegła do akuszerek, by w kilka godzin uzbierać odpowiedni zasób niemowląt i tego samego dnia przyjechawszy do Paryża zrana, od-