Strona:PL Zola - Płodność.djvu/400

Ta strona została skorygowana.

pakietów i narobiło to niemałej wrzawy w dziennikach, bo służba kolejowa znalazła dziecko już nieżywe... A cóż dopiero się dzieje, gdy te baby, tak objuczone, wsiądą do wagonu! gdy biedne, stłoczone dzieciska wrzeszczą z głodu!... A zwłaszcza podczas zimy, gdy mróz każdemu dokucza, cóż dopiero pomyśleć o tych biedactwach! trzęsie się to z zimna całe zsiniałe i ledwo że przysłonięte jakiemi zbrukanemi łachmanami... Wiele też marło podczas drogi, więc je zostawiano na stacyach i grzebano na najbliższym cmentarzu... Domyślasz się, w jakim stanie dojeżdżały do Rougemont maleństwa, które nie wymarły w drodze! U nas w Berville, ludzie dbalsi są nawet o świnie, bo nie naraziliby prosiąt na podróżowanie w takich warunkach... Mój ojciec mówił, że nawet kamienie ulitowałyby się nad losem tych paryzkich dzieci, wysyłanych na wieś do wykarmienia... Ale teraz jest rządowy nadzór i mamkom niewolno wieźć naraz więcej, jak tylko jedno niemowlę. Umieją one oszukiwać i wiozą po dwoje a przytem wchodzą w układy z kobietami jadącemi w tą samą stronę, oj, umieją one, umieją sobie radzić, byle źle robić... A już la Couteau to wszystkie prześcignęła w pomysłach, by chytrze obejść prawo... Wszyscy mieszkańcy w Rougemont są z nią w zmowie, bo przecież to dla nich ona dostawia towar, więc trzymają się za ręce, by się wywijać przed policyą, mogącą kiedy wpaść i zaj-