Strona:PL Zola - Płodność.djvu/401

Ta strona została skorygowana.

rzeć w sprawy skrywane jak kto może... I chociaż rząd wysyła inspektorów każdego miesiąca a ci żądają wpisowych książeczek, poświadczonych przez wójta, nic to nie pomaga; ludzie w Rougemont nauczyli się kpić z tych rządowych formalności... Baby w dalszym ciągu uśmiercają małych paryżan i handel idzie żwawo, coraz to nowym towarem. Mamy kuzynkę mieszkającą w Rougemont, to jak dziś pamiętam, gdy jak o rzeczy zwyczajnej, rzekła kiedyś do mojej matki: „Kumie Malivoire zawsze się szczęści, w przeszłym miesiącu aż czworo jej naraz zmarło.“
Wiktorya na chwilę umilkła, by nawlec igłę. Norina zapewne nie słyszała jej opowiadania, bo z głową utkwioną w poduszki wciąż szlochała. Mateusz milcząc z przerażenia, słuchał z oczami wpatrzonemi w dziecko śpiące w kołysce. Wiktorya znów dalej zaczęła mówić:
— Tak, zapewne, teraz mniej się złego mówi o Rougemont, aniżeli za dawniejszych czasów... Lecz jeszcze i tego jest dosyć, by zniechęcić tych, którzyby chcieli swoje dzieci tam posyłać... Znamy kilka małżeństw w Rougemont, o których żal się Boże co ludziska opowiadają.. Wiadomo jest, że niemowlęta cmoczkiem są karmione, otóż te cmoczki nigdy nie są myte, ani czyszczone, obrosły więc brudem a w butelkach mleko jest takie zimne, że aż się ścina, gdy mróz a latem warzy się i kwaśnieje... A kuma la Vimeux znajduje, że cmoczek za drogo kosztuje