Strona:PL Zola - Płodność.djvu/402

Ta strona została skorygowana.

i żywi niemowlęta jakąś paćką, mrą więc u niej jak muchy a brzuszki mają rozdęte, jakby skóra na nich zaraz miała pęknąć... U kumy la Loiseau brud jest taki, że trzeba sobie nos zatykać, zbliżając się do kąta, w którym leżą niemowlęta, gnijąc w szmatach nigdy niezmienianych. Kuma la Gavette najmniej trudu sobie z niemi zadaje, bo idzie z mężem do roboty na pole a pięcioro albo sześcioro niemowląt, pozostawia pod opieką starego ojca, mającego lat przeszło siedemdziesiąt a tak zniedołężniałego, że kury przy nim mogą najspokojniej wydziubywać oczy zagłodzonym dzieciskom. La Canchois radzi sobie inaczej, nie mając nikogo do pilnowania dzieci, przywiązuje je w kołysce, by sobie głowy nie rozbiły, padając na ziemię. W każdej chałupie w Rougemont można coś takiego zobaczyć, bo wszyscy gospodarze frymarczą tym samym towarem... W Barville jest inaczej, w Barville ludzie wyrabiają sery, jabłecznik, kobiety robią koronki na sprzedaż... Ale w Rougemont trupy paryzkich niemowląt są jedynym wyrobem.
Nagle przestała szyć i spojrzała na Mateusza, ale spostrzegłszy, że na nią nie patrzy, mówiła dalej:
— Ale najgorszą opinię to ma la Couillard, stara złodziejka, która przez sześć miesięcy siedziała w kozie a potem wyniosła się ze wsi i osiadła w odosobnionej chałupie pod lasem... Nigdy żadne dziecko nie uchowało się u tej