się je namawia w celu osobistego zysku... A przecież niewiele od niej żądałam! byłabym się zadowolniła pięcioma frankami za fatygę i zapłatą za podróż, przecież nie byłaby się zrujnowała! a taka ładna dziewczyna jak ona, zawsze z łatwością znajduje pieniądze... Ale wracając do mojego rzemiosła, to prawda, że są kobiety nieuczciwie się tem trudniące, zajmują się tym jak zyskownym handlem, wymagają pieniędzy naprzód, umieszczają niemowlęta tam, gdzie najtaniej, okradają rodziców i mamkę. Ale takich nieuczciwych zawsze można się ustrzedz i na szczęście niema ich wiele, bo trzeba być bez serca, by te kochana maleństwa uważać jak coś do sprzedania i traktować narówni z drobiem i jarzynami, dowożonemi na targi... Ach, są kobiety tak oschłego serca, z niemowlętami obchodzą się szorstko, nie przywiązują się do nich i wymieniają je, ustępują je sobie jak najzwyczajniejszy towar... Ale ja, panie, jestem uczciwą kobietą... mnie każdy szanuje a wójt w Rougemont wystawił na moje nazwisko świadectwo z pieczęciami a także zaświadczenie moralności i mogę te papiery całemu światu pokazać na własną moją chlubę. A jeżeli kiedy pan będzie w Rougemont, proszę się kogokolwiek zapytać o Zofię Couteau, każdy panu odrazu odpowie, że to uczciwa, pracowita kobieta, która nie ma ani grosza długu...
Strona:PL Zola - Płodność.djvu/407
Ta strona została skorygowana.